Sprzedaż tych zielonych certyfikatów nie rekompensuje producentowi energii w technologii współspalania kosztów zakupu droższej od węgla biomasy. Dlatego opłaca się im zmniejszyć stosowanie biomasy i płacić opłatę zastępczą.
Trzeba wyjaśnić , że zgodnie z polskim prawem, każdy producent lub sprzedawca energii musi uzyskiwać pewien jej procent ze źródeł odnawialnych i legitymować się świadectwami pochodzenia - właśnie zielonymi certyfikatami. Gdy ich nie posiada może je zakupić na giełdzie, albo na podstawie umowy dwustronnej. Jeśli tego nie zrobi płaci tzw. opłatę zastępczą.
Wadliwie działający system wsparcia OZE spowodował znaczne pogorszenie warunków funkcjonowania całego sektora. Jako główną przyczynę takiej sytuacji podawane jest odwlekanie w czasie wprowadzenia nowej ustawy o OZE.
Problemem jest też import biomasy. Społeczna Rada ds. Rozwoju Gospodarki Niskoemisyjnej bardzo pozytywnie ocenia zawartą w projekcie nowej ustawy o OZE koncepcję stopniowego, w ciągu pięciu lat, wygaszania wsparcia dla tzw. współspalania węgla i biomasy. Trzeba bowiem podkreślić, że znaczna część tej biomasy pochodzi z niekontrolowanych źródeł zagranicznych.
- Na cały wolumen biomasy około 10,5 mln t, która została spalona lub współspalona to import szacujemy na ok. 15-20 proc., czyli od 1,5 do 2 mln t maksymalnie. W większości przypadków jest to ta biomasa przywożona zza wschodniej granicy, czyli Ukrainy i Białorusi, trochę z południa Europy - dodaje Gajewski.
Co importujemy? Przede wszystkim biomasę drzewną, drewno opałowe przerobione, ale też pozostałości ze słoneczników. - To jest biomasa o dość wysokiej kaloryczności, energetyka ją lubi, bo ma zbliżone parametry do węgla - dodaje Gajewski.
źródło: Farmer